Z naszego obozowiska wśród łąk wyglądał jak wygasły wulkan. Ostry, foremny stożek ze ściętym czubkiem. Za sobą pozostawiliśmy jezioro Issyk-Kul (1609 mnpm) z kurortem Czołpon-Ata i na parę dni zatrzymaliśmy się u gościnnego kirgiskiego pasterza. Pomiędzy szaszłykami, zupą z baranich oczu lub wnętrzności, Vulkan wciąż kusił. Wyglądał tak charakterystycznie. Do tego fascynującego kształtu dochodził brak nazwy. Nie znalazłem jej nawet po powrocie na dostępnych nam mapach. Gościnny Kirgiz też jej jakoś nie znał. Nic więc dziwnego, że odezwała się w nas żyłka zdobywców. Mieć klubowy szczyt!
Wejście dłużyło się, jak zwykle w górach szczyt jawił się o wiele bliżej niż w rzeczywistości. Po drodze Ania Mieczkowska i Basia Pożoga zmożone odpowiednio nogą i zmęczeniem założyły 2 obozy pośrednie. Na szczycie nie było krateru, ani, jak kiedyś o Babiej Górze sądzono jeziorka. Widok za to przedni na główny grzbiet wododziałowy z zalegającym na przełęczach śniegiem. Nasz szczyt usadowił się na odchodzącym od niego bocznym ramieniu. Szczyt objęliśmy go w posiadanie, chrzcząc jako "AKT 2 Vulkan". Jako, iż o gwałtownych ruchach górotwórczych w ostatnich latach w Kirgizji nie słyszałem, pewnie nasz Tien-Szański 3,5-tysięcznik stoi niewzruszony do dziś i od lata 1992 roku sławi w Kirgizji imię swych pierwszych europejskich zdobywców z AKT "Kroki". Wyprawa w Tien-Szan zorganizowana została wspólnie z Klubem Włóczęgów Wileńskich. Jej kierownikiem był Mirek Chwojnicki i Waldek - "Niedźwiedź" z Wilna. Pogoda przeszkodziła nam w przejściu głównego grzbietu z Ałma-Aty (Kazachstan) nad jez. Issyk-Kul (Kirgistan). Przełęcz Popowa pozostała dla nas nie zdobytą. Przerzuciliśmy się jednak nad jezioro i popróbowali gór od południa, przy czym część z Wilniuków była wtedy z nami. AKT 2 zdobył między innymi Artur Ludkowski i Waldemar Szełkowski.
Robert Śledziński "Śledź"