W nocy 5/6 VI podczas imprezy "Spotkanie Pokoleń". Rotter opowiadał niesamowite rzeczy o nieistniejącej już klubowej chatce Dolina w Starych Łysogórkach. Przez czysty przypadek pani redaktor włączył się dyktafon... dzięki temu możecie być tam z nami i dowiedzieć się, co też takiego interesujacego Rotter o chatce opowiadał. Wyobraźcie więc sobie ciepłą noc i piękne miejsce między dwoma wodami. Stoimy nieopodal ogniska, zabijając na sobie komary i słuchamy nieco zachrypniętego głosu Rottera...
" ...Chatka istniała cztery lata, ale to był największy rozwój klubu. Oprócz turystów wybitnych, zjawiało się wiele innych osób. 80% z tych "innych osób" zostawało turystami, bo dzięki Chatce poznawali smak turystyki, czyli smak piwa... Przecież piwo lepiej smakuje w górach!
Wczoraj młodej kobiecie (Maria Błażejowicz - przyp. Redakcji) tłumaczyłem teorię picia przy ogniskach. Za dawnych czasów przy ogniskach się masowo piło grzańca. Był to bełt składkowy, którego jakby się dużo nie zrobiło i jak by się dużo nie kupiło i grzało w tym kociołku, to gdy siedziało się przy ognisku i piło się z tego jednego kubka, to nikt nie był w stanie wypić więcej jak dwa, trzy kubki. Było tego za mało, w związku z tym nikt się nie urąbał. Następnie zjawili się, przepraszam za wyrażenie: świętojebcy, którzy stwierdzili, że studenci nie powinni pić i zakazali picia alkoholu przy ogniskach. To spowodowało, że wiara piła, ale wódę w krzakach za ogniskiem. I część siedziała głupio trzeźwa przy ognisku, a część odchodziła od ogniska i za pięć minut wracała pijana... Rozwalało to ognisko i nie dało się siedzieć. W związku z tym takie zwalczanie naturalnych odruchów, typu chlanie - jest niemożliwe! Należy to po prostu traktować... Więc wszystkie takie miejsca "półturystyczne" typu Chatka, baza, itd., powodowały, że się zjawiało mnóstwo ludzi.
Nie wyobrażali oni sobie, że są w stanie przejść na piechotę więcej niż dziesięć kilometrów... a po dwóch dniach jak byli zabierani na spacer, to się dziwili, gdy mówiono im, że przeszli te dwadzieścia kilometrów! Oni myśleli, że przeszli trzy kilometry! Gdy ludziom się powie" chodźcie na rajd! ... to pomyślą: no ja mam przejść dwadzieścia kilometrów?! Załamali by się i nie poszli.
Był okres, a pamiętajcie, że za dawnych czasów soboty nie były wolne, że w soboty wyjeżdżał pociąg ze Szczecina o osiemnastej i wiozło się kilka osób, które wiedziały, że do Chatki jest dwa kilometry. Potem się pytały: ile jeszcze, ile jeszcze... Ale w końcu jakoś te szesnaście kilometrów przechodziły i dochodziły.
Natomiast grupa osób ortodoksyjnych twierdziła, że należy likwidować takie miejsca, jak Chatka, czy bazy... ponieważ tam się chamstwo szerzy.
Za dawnych czasów, kiedy klub, oddział to było kilkaset osób 90% ludzi się brało z jednego miejsca. Część się powiedzmy, że się brała z tych "Vinet", na które jeździły tysiące, ale większość przychodziła z podstawowej jednej imprezy, która była klubowa. To było spotkanie z piosenką w "ELDORADO". Zawsze we wtorek.
Duża część tych rzeczy, która się działa w Chatce była rzeczywiście poza turystyczna, ale jednocześnie z Chatki wyruszały największe imprez. Bo my wtedy uprawialiśmy tą turystykę zupełnie ześwirowaną. Jakieś Orientacje (InO) porąbane, jakieś próby dojścia z zawiązanymi oczami.
A wiecie jaki był ostatni oficjalny akt Chatki?! Bo Chatka została odebrana na początku stanu wojennego, w zasadzie. A ostatnią rzeczą, która była w Chatce oficjalnie robiona, to... Przychodził klub do mnie na takie kolacyjki. Siedzimy se w taki czwartek, piękny śnieżek zaczyna padać, a było to chyba 10 grudnia, czy 11...
[Na to Śledzik: - Niedziela to była!]
...Niech Ci będzie! Więc my z Jamolem do Chatki. W sobotę żeśmy się zjawili wieczorem. Oczywiście bez żadnego radia, w związku z tym stan wojenny żeśmy całkowicie olali. Noc, kiedy ustalano wprowadzenie stanu wojennego, spędziliśmy na pisaniu pięknego napisu na ścianie w chatce: Pogrom Partii Programem Narodu! Z czołówkami na głowach, bo oświetlaliśmy sobie to czołówkami. Teraz czołówkę można kupić w sklepie, a my mieliśmy wtedy własnej roboty z puszki od konserw... bo na biegówkach, na nartach się z tym biegało. W każdym bądź razie - przesiedzieliśmy z Jamolem tą noc. Zrobiliśmy ten napis. Następnego dnia przypięliśmy biegówki, zrobiliśmy ten napis, wsiedliśmy w pociąg... a w tym pociągu ludzie coś plotkują i plotkują... a to już był stan wojenny! - Cholera jasna! Znowu jakiś strajk, czy co?! - tak sobie myślimy. Spokojnie żeśmy dojechali do Szczecina, a tam tak pusto... tramwaje nie jeżdżą... więc przypięliśmy sobie biegówki i w godzinie policyjnej na biegówkach przez centrum Szczecina ruszyliśmy... I dopiero w chałupie się dowiedzieliśmy, że to stan wojenny!
Chatka była świetna, bo się kupa ludzi złaziła i robiło się rzeczy różne. Błażej np. sprawdzał, jak się przenosi ognisko!...
[Marysia, córka Błażeja: - On ciekawsze rzeczy tam robił!]
... A słyszeliście, jak przeniósł ognisko o sto metrów?! Teraz to jest to normalne, że jest ten gaz jednorazowy, a wtedy się pojawiła pierwsza wersja "unigazu" i on miał taką butelkę "unigazu", która śmierdziała i nie bardzo miał co z nią zrobić. W związku z tym z daleka wrzucił ją do ogniska i schował się w stodole, przez szpary patrząc, co się dzieje... I ognisko nagle wystartowało! Uniosło się do góry! Przeleciało sto metrów! I wylądowało na nowym miejscu! Tak to Błażej przeniósł ognisko!
Z Chatką to jeszcze to wam musze opowiedzieć! Wiecie, że w Chatce straszyło?! Tam się ktoś zabił! Właściwie Chatkę studenci dostali tylko dlatego, że tam straszyło! Tam sobie mieszkał Gajowy Misiorek i kolega Misiorek wychodził z Chatki... poszedł gdzieś polować, czy nie polować... i wracając przechodziło się przez taką belkę, przez rzekę. Zwalił się z tej belki, strzelba mu się zahaczyła o coś, wystrzeliła i go zastrzeliła. Misiorek się jeszcze dowlókł i skonał przed pompą. Mieszkał Misiorek tam sobie z drugim facetem. Ten drugi facet... no bardzo żałował Misiorka i postanowił wyprawić się na jego pogrzeb. W dniu pogrzebu wyszedł z Chatki, jechała dłużyca... wiecie, co to jest dłużyca?!... Taki wóz do wożenia drzewa: ma tylko koła z przodu, koła z tyłu... Siadł na tym drewnie, ruszył, wpadł pod koła i go przejechało. W związku z tym miejscowi się w Chatce już nie pojawiał.
Był w Łysogórkach facet, który się nazywał Kowalski i jemu żyto nie obrodziło. Był strasznie bidny. W końcu, gdy mu to żyto zebrali, to on stwierdził, że mu wystarczy tylko na miesiąc. Chlał więc ten miesiąc w knajpie w Łysogórkach, a następnie poszedł się powiesił w Chatce I gdy się zjawiły studenty, które chciały wziąć tą Chatkę, w której straszy... no to bez żadnego problemu Chatkę dali. No, ale w Chatce straszyło! Siedzimy sobie przy stole, a tutaj coś piłuje, coś skrzypi... Więc idziemy tą całą bandą, sprawdzamy... nie ma co skrzypieć... Doszło do paranoi! Kiedyś siedzimy w Oddziale w piątek, przed Wszystkimi Świętymi i część towarzystwa mówi, że jedzie do Chatki. Była między innymi wtedy i Żyrafa w tej bandzie. A część, w której byłem ja i kilka innych jeszcze osób, stwierdziliśmy, że nie jedziemy do Chatki, bo przecież tam straszy! Więc pierwsza grupa pojechała do Chatki, a za nimi druga grupa - nasza - pociągiem... z płaszczem gajowego, z trupią czaszką... Jak ta trupia czaszka się pojawiła przy oknie, to oni tam wyskakiwali... Potem tą czaszkę zmontowali na kiju i stała w kuchni w płaszczu gajowego. To były takie rozrywki chatkowe.
Swego czasu gościu gwałcił tam panienkę. W Siekierkach były te zloty różne, komunistyczne... My sobie kiedyś siedzimy w Chatce, przed Chatką właściwie. Spokojnie spożywamy coś... Nagle przed Chatką pojawia się facet w białym garniturku zakrwawionym z lekka. I pyta, jak tu dostać się gdzieś do cywilizacji. Facet gadał w miarę normalnie, usiadł z nami, w końcu jedno, drugie piwo, wreszcie wytłumaczyliśmy mu, jak ma dojść przez las, pomachaliśmy i poszedł. Chwilę później zjawiają się faceci, że na zlocie jakiś facet zgwałcił panienkę. Ona ledwo go zdążyła nożem tam dziabnąć. A on nawet normalny był przy tym piwku...
Na początku stanu wojennego ta młoda kobieta (Maria Błażejowicz) bywała w Chatce w wózku. To było lato stanu wojennego, wszyscy siedzieli przed Chatką pół legalnie, bo Chatka była już wtedy odebrana, ale wszyscy nas tam tolerowali. Siedzimy więc sobie przed Chatką, młoda Maria została popchana w wózku na stację do Siekierek przez tatusia z mamusią. A gdzieś Wopiści szukali kogoś uciekającego przez las. I nagle podjeżdża gazik i Wopisty pytają: - Studenty, nie włóczyli się tu jacyś podejrzani?! A któremuś z naszych odbiło i mówi: - Taki jeden rudy podejrzany tu się kręcił. Naszą koleżankę odprowadził, która poszła z wózkiem na stację do Siekierek! Błażej (tata Marii - przyp. Redakcji) zdążył dopchać ten wózek do Siekierek, pociąg ruszył. Jak żeśmy wrócili do Szczecina, to pytamy Błażeja, jak tam podróż?! A Błażej: - Koło Lisiego Pola zatrzymał się nagle pociąg, wpadła Policja, wyciągnęli go na zewnątrz... Na szczęście po wylegitymowaniu wypuścili i pociąg pojechał dalej.
Też w stanie wojennym jechałem sobie kiedyś do Chatki. Postanowiłem pojechać autobusem wzdłuż Odry. Wsiadłem w Szczecinie, na dworcu. Autobus ruszył. W Gryfinie zatrzymuje się na przystanku, wsiada trzech wojskowych, legitymują mnie i jeszcze dwóch facetów, przepraszają, autobus rusza dalej. Staje na następnym przystanku, wsiada dwóch wojskowych, legitymują mnie i tych samych dwóch facetów, przepraszają i autobus jedzie dalej. Po czwartym takim przystanku, ktoś się kapnął, że ci trzej legitymowani, wśród nich i ja, ma brodę. W Cedyni wsiada z trzech wojskowych, znowu nas legitymują, już chcą wysiadać, a ja do tego wojskowego: - Panie, ten się przed chwilą golił! Faceta tak przetrzepali... nawet mu zarost macali.
Ale najlepsze, co było w Chatce... Jak był kryzys w stanie wojennym i nie było niczego, nawet bełtów nie było. Przywieźli do sklepu w Łysogórkach bełty! A myśmy tam siedzieli z Błażejem. Sklepowa liczy, że przyszły trzy, czy cztery skrzynki bełtów... no to będzie po trzy bełty na zagrodę ... A ktoś tam: - A studenty?! Sklepowa: - A no tak ... to po dwa bełty i studenty też po dwa bełty! I żeśmy wszyscy spokojnie stanęli z całą wsią po przydziałowe dwa bełty! Zostały one skonsumowane komisyjnie.
Śledź zrobił tam kiedyś Spotkanie Pokoleń na trzysta osób! Chatka miała cztery lata, ale o chatce ludzie dotąd mówią, dotąd jeżdżą zobaczyć chatkę, dotąd ludzie odczuwają radość z tego, że pojadą sobie, siądą na moście obok chatki i popatrzą z daleka na chatkę. Bo tam przecież się działo tyle rzeczy!
opowiadał: Rotter a podsłuchiwała go: Dagmara Chreptowicz, główna redaktor "Odciska" |