AKT Kroki »
Archiwum
Fenomen zwany AKT "KROKI"
Pisząc o fenomenie AKT "KROKI" mam na myśli tylko historię
konkretnej jednostki organizacyjnej - jednej z wielu
reprezentujących turystykę akademicką. To, co piszę o "Krokach" -
można by z całą pewnością odnieść do działalności wielu
polskich klubów turystyki akademickiej różnych dyscyplin, gdyż uważam,
że cała ta turystyka jest swoistym fenomenem. Ja piszę właśnie o "Krokach",
bo przez siedem lat byłem członkiem zwyczajnym
tego klubu, potem członkiem - sympatykiem i wreszcie -
po dziś dzień - sympatykiem. Postaram się w moim elaboracie powiedzieć
o tym, co działalność społeczna w "Krokach" dała
mi i moim koleżankom i kolegom spod znaku mikołajka nadmorskiego.
-
"Kroki" przede wszystkim nauczyły nas DEMOKRACJI. Tu zawsze
wybory były tajne; tu statuty i regulaminy działalności były
znane na wyrywki. Już wiele lat temu uprawialiśmy to, co dziś nazywa
się "falandyzacja prawa". Pamiętam też, jak w
zarodku dusiliśmy wszelkie przejawy tyrani: np. pewien młody i
naprawdę zdolny AKT- owiec już w listopadzie (na cztery tygodnie
przed Walnym Zebraniem czyli wyborami nowego Zarządu na Mikołajkach)
zapowiadał publicznie, że on to zrobi w klubie porządek,
jak zostanie prezesem. Oczywiście - na wyborach zgodnie "wycięto"
go totalnie i nie wszedł nawet do Zarządu. "Kroki"
były zawsze klubem prawicowym. Swego czasu działały jako klub PTTK-ZSP
(Zrzeszenie Studentów Polskich). Komuna
zadecydowała, żeby ZSP przekształcić w SZSP (Socjalistyczny Związek
Studentów Polskich). Oczywiście tego dodatkowego
"S" społeczność krokowska nie mogła zaakceptować. Zwołaliśmy
Nadzwyczajne Walne Zebranie, podczas którego
rozwiązaliśmy klub, aby po 15 minutach przerwy powołać "nowe"
Kroki działające już tylko w strukturach PTTK. Jednemu z
czołowych działaczy centrali "Almaturu" w Warszawie na wiadomość
o w/w puczu w Szczecinie, fajka wypadła z zębów.
"Almatur" był w tamtych czasach Biurem Podróży i Turystyki SZSP
(wcześniej ZSP). Czasami pracowali tam dość leniwi
biurokraci, z którymi krokowcy toczyli ciągłe boje - a było o co, bo
"Almatur" dzielił tłuste dotacje na turystykę akademicką.
Zaprzyjaźniony z klubem dziennikarz (obecnie profesor Politechniki)
zamieścił w ogólnopolskim tygodniku studenckim "
Politechnik" artykuł pt."AKT KROKI w Szczecinie umarł, aby
zmartwychwstać". Niektórzy z domniemanych autorów
przewrotu byli ciągani na ul. Wawrzyniaka 7A (siedziba Rady Okręgowej
SZSP) na regularne przesłuchania prowadzone przez
czerwonych politruków. Grzmieli oni: "Panowie! To jest robota
polityczna", a tymczasem przewrót ten wyszedł "
Krokom" na dobre. Klub zmężniał, wzmocnił się wewnętrznie i
skorzystał finansowo, bo zaczął sprzedawać swe usługi
turystyczne. A był to klub zrzeszający naprawdę świetną kadrę -
praktycznie wszelkie piesze rajdy i obozy (wędrowne i
stacjonarne) dla szczecińskich studentów prowadzili wtedy Krokowcy.
"Almatur" - mimo podejmowanych prób - nie był w
stanie wyszkolić szybko własnej, wartościowej kadry i musiał kupować
usługi przewodnickie od "Kroków".
-
Życie klubowe to była SZKOŁA TOLERANCJI. W "Krokach" nikomu nie
przeszkadzało, że ktoś z nas ma kochankę, że inny
żyje ze swą partnerką bez ślubu i mają już nawet dziecko, że niektórzy
klubowicze leczą się u psychiatry, że mają takie czy owakie
poglądy polityczne (byleby ich nie narzucali innym), że ubierają się
tak czy inaczej, że pochodzą z Wielkopolski czy też ze Śląska.
-
Dzięki pracy społecznej nauczyliśmy się SPRAWNEGO DZIAŁANIA,
SOLIDNOŚCI, SKUTECZNOŚCI, PERFEKCJONIZMU
ORGANIZACYJNEGO. Organizując obóz, rajd, zawody na orientację nie
mogliśmy dawać "plam" bo naszą działalność
natychmiast weryfikowali konsumenci usług świadczonych przez klub -
czyli zwykli turyści, studenci szczecińskich uczelni.
-
Klub pozwolił nam na dość dokładne ZWIEDZENIE Polski, a także wielu
krajów świata. Szczególnie intensywnie chodziliśmy (i
chodzimy nadal!) po wszelkich górach. Krajoznawstwo uprawialiśmy nie
tylko na rajdach i obozach, ale także na różnych
sympozjach przewodnickich, szkoleniach, sejmikach, jubileuszach
bratnich klubów, posiedzeniach Komisji Akademickiej ZG PTTK,
ogólnopolskich zlotach przodownickich, "Bazunach", "Japach"
itp. itd. Turystyka studencka umożliwiła nam poznawanie
wielu ciekawych ludzi, czasami naprawdę oryginałów.
-
Dzięki działalności w AKT "Kroki" wielu z nas POZNAŁO SWOICH
ŻYCIOWYCH PARTNERÓW - mężów i żony. Złośliwy
Krzysiu Rotter twierdził nawet, że większość panienek wstępuje
do klubu tylko po to, by znaleźć męża, a po ślubie nikt ich już
na szlaku nie spotka. Faktem jest, że przez te 40 lat w "Krokach"
zawiązało się kilkadziesiąt małżeństw - tylko nieliczne się
rozpadły. W klubie pojawiło się niedawno już drugie pokolenie - np.
Zuzia Głąb (córka Jurka Głąba i Krysi Jazińskiej). W
"Krokach" narodziło się też wiele długotrwałych przyjaźni - a
wiadomo, że nic tak skutecznie nie weryfikuje przyjaźni, jak
wspólna, wielodniowa wędrówka po górach. Najlepszym dowodem na to,
jak wiele łączy nas po latach, są odbywające się już od 21
lat "Spotkania Pokoleń Turystycznych" - na które to imprezy
przybywają całymi rodzinami głównie byli AKT-owcy. Ta
impreza to też fenomen sam w sobie...
-
Klub miał w swej historii wielu WYBITNYCH PRZYWÓDCÓW, którzy potem
sprawdzili się znakomicie w życiu zawodowym i
działali z pożytkiem dla kraju.
-
Ja osobiście dzięki "Krokom" mogłem się realizować przez wiele
lat jako dziennikarz-amator. Najpierw byłem długo
redaktorem (a później "za zasługi" tzn. cięty język - nawet
"nadredaktorem") "Odciska" - by w końcu trafić na
trzy lata do redakcji sportowo-turystycznej Akademickiego Radia
"Pomorze".
Były też i minusy działalności w turystyce. Wielu AKT-owców zawalało
studia, brało urlopy dziekańskie, nie kończyło studiów wcale
lub kończyło je z kilkuletnim poślizgiem. Kilka osób zginęło
tragicznie w górach. Jednak AKT "Kroki" to była i wierzę, że jest
nadal wspaniała szkoła życia. Twierdzę że studenci, którzy z pracą społeczną w turystyce się nie zetknęli - skończyli jako osoby
uboższe duchem. Chociażby dlatego, że nie mają oni tych cudownych
wspomnień z rajdowych i obozowych wędrówek, z klubowych
kolacji, wigilijek, baboleń, że nie przeżyli oni nigdy dziesiątek
wspaniałych ognisk z gwiazdami, gitarą i śpiewem np. "Śledzika"
lub "Jamnika" po blady świt... Myślę, że AKT "Kroki" "TO JE
ONO" i będę szczęśliwy, jeśli moje córki Urszula i
Marysia zostaną przez klub zwabione i na coś się "Krokom"
przydadzą, kontynuując dzieło poprzednich pokoleń. Nie mają
chyba zresztą bidulki wyjścia, bo są genetycznie podwójnie bakcylem
turystyki skażone...
Stefan Błażejowicz "Błażej"
PS. Historia AKT "Kroki" i Oddziału Akademickiego PTTK jest na
tyle ciekawa, że mogłaby się śmiało stać tematem pracy
magisterskiej np. na socjologii lub w Instytucie Kultury Fizycznej
naszego uniwersytetu. A może ktoś z naszych aktualnych
klubowiczów zmierzy się z tym tematem?